W zeszłym tygodniu jedno z pism codziennych wydrukowało atak na drugą gazetę, oskarżając, że tam są Żydzi, to oni wszystko potrafią, formułując prywatne wycieczki, które dla miłośników plotek będą mieć dużą wartość i zainteresowanie, a do tego wykorzystując instrumentalnie do wywiadu chorego, który od lat boryka się i przeżywa poważne problemy psychiczne.
Powiedział to w swojej homilii na Środę Popielcową arcybiskup Józef Życiński, a opublikowała skwapliwie Gazeta Wyborcza.
Już pierwsze reakcje Gazety na opublikowanie przez Dziennik wywiadu z Michałem Cichym sugerowały, że ma on nierówno pod sufitem. A Jarosław Kurski wyraził swoją opinię wprost w tekście opatrzonym tytułem typowym dla poetyki michnikowskiej "Podłość".
Perwersja tego wywiadu polega na tym, że został przeprowadzony z osobą, której - co w środowisku dziennikarskim nie jest tajemnicą - nie można obciążać odpowiedzialnością za słowa i czyny. Polemika z opiniami tej osoby byłaby czymś niestosownym.
Jasne. Cichy to czubek. Leczy się u psychiatry. Może nawet w jakimś wariatkowie kiedyś go położyli. Taki to jak coś powie to tylko boki zrywać.
Unikam raczej na blogu typowo zawodowej tematyki. Tym razem jednak czuję się w obowiązku.
Od ponad dwudziestu lat stykam się na codzień z takimi "Cichymi". Większość pacjentów to ludzie prości, ale bywają i lekarze, i artyści, i dziennikarze. Ba, rzadko bo rzadko, ale zdarzało mi się spotykać polityków i księży.
Różnie zachowują się oni w czasie, gdy najbardziej potrzebują pomocy. Czasem faktycznie - mówiąc potocznie - plotą i robią różne głupoty.
Tylko dla niektórych choroba oznacza od początku koniec kariery zawodowej. Wielu przeżywa załamania właśnie na szczycie kariery. Po leczeniu kontynuują ją bez przeszkód, bogatsi o nowe, przykre, doświadczenia.
W oczach ludzi naprawdę prostych, jak np. Józef Życiński czy Jarosław Kurski, chory psychicznie to taki wsiowy głupi Jasiek. Za papieroska zatańczy i zaśpiewa, można go dla jaj podpuścić to się sąsiadce oświadczy i będzie kupa śmiechu.
Nie wiem, jakie problemy przeżywa pan Michał Cichy. Treść wywiadu i życiorys wykluczają jednak niedorozwój umysłowy bądź jakąś wczesną formę otępienia starczego. Nie wypowiada on treści wyraźnie psychotycznych. Nie powołuje się na głosy jako źródło informacji, nie opowiada o podsłuchach i knowaniach ani o obserwacji swoich myśli przy pomocy telepatii. Mówi składnie i logicznie, nie rozkojarza się. Ostra faza zespołu paranoidalnego też to zatem raczej nie jest. Nie widać też w nim jakiegoś depresyjnego przygnębienia, poczucia bezsensu życia. Ale też nie widzę w tym wywiadzie ułańskiej fantazji, która mogłaby sugerować manię.
A zatem - nie mam pojęcia, co ma Michał Cichy za problem.
Wiem natomiast jakie problemy mają chorzy psychicznie z powodu różnych Kurskich i Życińskich.
To przez nich pobyt w szpitalu psychiatrycznym z powodu rozpaczy i depresji po śmierci dziecka może się stać stemplem dyskwalifikującym na całe życie.
To przez nich krótki epizod psychotyczny w okresie przepracowania, wielu bezsennych nocy, mimo iż ustępuje po dwóch dniach leczenia, może być powodem ostracyzmu.
W świecie cywilizowanym traktuje się tak pogardliwe podejście do setek tysięcy obywateli tak, jak w Gazecie Wyborczej traktuje się antysemityzm.
Chorzy opowiadają o swoich przeżyciach w programach telewizyjnych. Znani ludzie dzielą się śmiało opowieściami o swych przejściach, czy związanych z alkoholizmem, czy z chorobą Alzheimera u matki czy też schizofrenią brata. Mówią o swoich depresjach i maniach.
I nikt się nie śmieje.
Nikt nie uważa ich z automatu za niepoczytalnych.
W Polsce stykałem się czasem z rodzinami chorych, które domagały się, aby na pismach ze szpitala nie było stempla, aby dać inny - niepsychiatryczny - numer choroby na zwolnieniu, itd. itp. Zawsze, ale zawsze, byli to przedstawiciele tzw. inteligencji. To oni, a nie chłopi ze wsi, bali się, że staną się przedmiotem drwin sąsiadów i kolegów, bo mają żonę wariatkę.
Zadawałem im zwykle pytania - "A czy Pan, dowiedziawszy się, że koleżanka przeżyła depresję i leczyła się w szpitalu, śmieje się z niej na ulicy, zrywa z nią kontakty?"
"Czy warto utrzymywać znajomość z ludźmi, którzy się by tak teraz, po wyjściu żony ze szpitala, zachowywali?"
Odpowiedzi były jednoznaczne.
Arcybiskupa i redaktora można zaliczyć śmiało do tej grupy "znajomych", z którymi dalszego kontaktu utrzymywać nie warto.
Jak płytkie i głupie jest pojmowanie świata przez m.in. tych dwóch panów niech świadczy znaleziona na gorąco w wikipedii przykładowa lista tych, których nie można obciążać odpowiedzialnością za słowa i czyny, 
Myślę, że każdy odnajdzie na niej wielu, którym przemądrzały arcybiskup i redaktor Jarosław do pięt nie dorastają.