Będzie nam brakowało jego mądrości...był mądrzejszy niż my wszyscy. Takie i tym podobne opinie wygłaszane są przez mainstreamowe media na cześć profesora Geremka, który wraz z Lechem Wałęsą "dał nam wolność" i bez którego nawet Salonu24 pewnie by nie było.
Jak poradziły sobie bez pomocy Profesora kraje bałtyckie, Bułgaria czy inna Słowenia, nie wiadomo. Zapewne ich przywódcy, jak to przywódcy świata mieli wg Jacka Żakowskiego we zwyczaju, telefonowali do Bronisława Geremka i korzystali potem z jego rad. I też znalazły się w UE i NATO.
Lech Wałęsa uważa Geremka za największego po Papieżu Polaka XX wieku, największego patriotę i największy intelekt.
W mojej najbliższej rodzinie nie było żadnych opozycjonistów. Nie było też członków PZPR. O sąsiadce, która w partii była mówili rodzice, że przyzwoita kobieta, choć partyjna. Czasem słyszałem ostrzeżenie, żeby w domu tego czy owego kolegi nie opowiadać np. żartów politycznych, bo jego rodzice są partyjni. "Partyjny" oznaczało dla mnie od małego coś podejrzanego, złego, zakłamanego. "Partyjny" był przeciwieństwem słowa "przyzwoity".
Profesor Geremek, przy całej swojej mądrości, rzucił - jak to wspominają jego przyjaciele - ostentacyjnie swą partyjną legitymację w sierpniu 1968, po inwazji na Czechosłowację.
Miał wówczas 36 lat.
I tak czytając te peany na cześć pana Geremka, się zastanawiam. Profesor, który i brodę miał jak filozof, ale i chodził i mówił, jak żywa ilustracja pt. "autorytet" z podręczników mowy ciała, potrzebował 18 lat w PZPR aby zrozumieć to co ja i moi koledzy, a wcześniej moi rodzice i ich koledzy, rozumieli na poziomie drugiej klasy liceum?
To ma być wzorzec mądrości? Dla - jak to mówi Donald Tusk - milionów Polaków?
Dla tych wszystkich ludzi, którzy nie mieli przygód z legitymacjami partyjnymi, nie musieli ich rzucać ostentacyjnie.
Ludzi, którzy pielęgnowali tradycje i wychowali pokolenia kolejnych przyzwoitych ludzi. Którzy może i nie szaleli na wiecach i zebraniach latającego uniwersytetu, ale też nigdy nie zaprzedali duszy diabłu?
Ludzi wreszcie, dostrzegających różnicę między mądrością, a życiowym sprytem.
Jeśli czyta to ktoś, kto tych czasów nie pamięta, to proszę, niech zapyta swego ojca czy dziadka, dlaczego w w drugiej połowie lat 50-tych nie studiowali w Paryżu. Niech ich poprosi o wskazanie kogoś znajomego, który tam, a może do Londynu czy USA, na studia z PRL wówczas pojechał. Uprzedzam, że to ostatnie to zadanie dla wytrwałych.
O stypendialnym wyjeździe działacza demokratycznej opozycji do USA w latach 70-ych nie wiem czy wspominać, bo będzie, że mam obsesję na tle teczek.
Gdy czytam "piękny życiorys" Profesora to myślę, że jednak fajnie, że wśród moich bliskich nie ma i nie było ludzi o takich życiorysach.