Pani Jaruga-Nowacka obwieściła, o czym doniósł Dziennik, że lewica chce wprowadzenia obowiązkowych lekcji wychowania seksualnego w szkołach. Oczywiście wzbudziło to reakcje na Salonie:
Czy rząd Tuska ten pomysł kupi? Nie wiem. Pani minister Hall gotowa jest na różne głupoty, więc seks w szkole zaakceptuje radośnie jeśli dostanie takie polecenie. A dostanie kiedy słupki sondażowe wskażą, że "Polacy na to zasługują" (copyright Donald Tusk,premier).
Że słupki tak mogą wskazać bym się nie zdziwił. Nie dlatego, że ludzie tego chcą, ale że brzmi to poprawnie politycznie i nowocześnie. Ankietowani mogą być za.
Pomyślałem o moich nauczycielach. Dawne to czasy, ale kadra była lepsza. Nawet paru przedwojennych jeszcze mieliśmy.
Pomyślałem o nauczycielach moich dzieci. To całkiem niedawno.
I jakoś trudno mi wyobrazić sobie sensowne lekcje wychowania seksualnego w ich wykonaniu. Panie od biologii? Wychowawczynie? Śmiech pusty.
Niektórzy wierzą, że po epoce języka angielskiego przyjdzie następna, w której lingua franca stanie się chiński.
Czy ludziom takim, jak posłowie SLD trzeba tłumaczyć dlaczego wprowadzenie obowiązkowych lekcji chińskiego napotkałoby w Polsce na spore trudności?
Otóż, potencjalnych dobrych nauczycieli wychowania seksualnego mamy w Polsce zapewne niewielu więcej, niż potencjalnych nauczycieli języka chińskiego.
A jeśli nawet mieszka sobie gdzieś w Warszawie Chińczyk mówiący nieźle po polsku i obdarzony talentem pedagogicznym, to nie porzuci on dotychczasowego zajęcia po to, aby nauczać chińskiego w Białej Podlaskiej czy Sulechowie.
Chyba, żeby mu porządnie zapłacić.
Nie inaczej jest z potencjalnymi nauczycielami wychowania seksualnego.
Im też trzeba by porządnie zapłacić.
W odróżnieniu od katechetów (bo religię się w tej dyskusji ciągle przywołuje) cenią oni sobie doczesne uciechy i nie będą pracować za frajer. Do tego konkurencja na rynku pracy znacznie mniejsza niż w przypadku katechetów.
Projekt jest zatem niedorzeczny.
To ostatnie sprawia, że ryzyko iż rząd pana premiera Tuska się nim zajmie tzn. zacznie o nim gadać, tylko rośnie.