Zbigniew Ziobro ma zapłacić, decyzją "Sądu" 200 tysięcy do pół miliona złotych za kilka słów za dużo wypowiedzianych wobec lekarza-łapówkarza.
W tym samym czasie inny "Sąd" bazując na opinii "biegłego" orzeka, że nazywanie Prezydenta RP chamem nie jest obraźliwe.
Nie trafiłem jeszcze na żaden wywiad z którymś z ludzi, którzy wydali owe wyroki.
Żadnych pytań.
Zero odpowiedzialności za głupotę.
Zero konsekwencji za podporządkowanie sądownictwa polityce i za wykorzystywanie wymiaru sprawiedliwości do zemsty na politycznym przeciwniku.
Omerta. Jak na Sycylii.
Informacją dnia może być zepsuty samolot czy problem pana Tuska z podróżowaniem tym samym środkiem lokomocji, co Lech Kaczyński.
Informacją dnia może być kolejna dziewczyna półdebila Boruca.
Ale od skandalicznego, urągającego zdrowemu rozsądkowi, wyroku jednego czy drugiego chuligana w todze, należy trzymać się z dala.
Słusznie biją, więc lepiej siedzieć cicho.
Tego, że konsekwencje owego milczenia spadną na wszystkich, bo każdemu obywatelowi RP może stanąć na drodze złośliwy i głupi gnojek ubrany w togę sędziego, dziennikarze jakby nie dostrzegali.
A przecież tu nie chodzi o Zbigniewa Ziobrę, Lecha Kaczyńskiego czy Palikota!
Jutro konsekwencje tych precedensowych wyroków może ponieść pan Schetyna albo nawet sam Donald Tusk, nie mówiąc już o pomniejszym płazie.
Sycylijscy bandyci przynajmniej wiedzą dla kogo milczą i co ich czeka za złamanie milczenia.
Co grozi polskiemu dziennikarzowi za nazwanie bandyty w todze bandytą, nie wiem.
Myślę, że aż tak źle, jak na Sycylii nie jest.
Przynajmniej z konsekwencjami.