poniedziałek, 20 kwietnia 2009

Polski prowincjonalizm, czyli co tam o nas piszą zagranicą

10.09.2007
Nie ma dnia, aby na czołówkach polskich portali internetowych nie gościły na honorowych miejscach streszczenia artykułów różnych Spiegli czy LeMondów o Polsce. Tu skrytykowali prezydenta, tam naszą ciemnotę, ówdzie przypomnieli o naszym antysemityzmie, a do tego jeszcze coś tam powiedział we Włoszech profesor Geremek. Byle artykulik warszawskiego korespondenta przelewa się przez całą polską prasę od Trybuny, przez Gazetę, po Nasz Dziennik. Jedni się z krytyki cieszą, drudzy oburzają, przejmują się wszyscy. Potem w tv o opiniach zagranicznych korespondentów czy choćby najbardziej debilnych artykułach jakiejś pani z Hiszpanii będą dyskutować eksperci. To, że na tle rzetelności autorów owych wypocin pan Jacek Pałasiński jawi się jako kwiat dziennikarstwa i skarbnica wiedzy, nie ma znaczenia. Ważne jest jedno - znowu źle o nas napisali. W domyśle - to przez Kaczorów się z nas śmieją. Cała Europa, ba, cały świat się z nas śmieje.
Dagens Nyheter to jeden z dwóch najpoważniejszych opiniotwórczych dzienników w Szwecji. Drugim jest Svenska Dagbladet, a dodam, że nie mają Szwedzi tygodników typu Wprost, Polityka czy Newsweek i ich rolę spełniają głównie dwie wymienione uprzednio gazety. Codzienne wydanie to kilkadziesiąt stron druku. Świąteczne chyba dwukrotnie grubsze. Raz na tydzień, na jednej z dalszych stron Dagens Nyheter ukazuje się rubryka wielkości szkolnego zeszytu, gdzie informują co też ciekawego o Szwecji napisano zagranicą. Ale i tu prędzej napiszą o wrażeniach zdumionego selekcją śmieci turysty z USA niż o jego poglądach na szwedzkiego premiera. Gwarantuję, że kilkustronnicowa analiza szwedzkiej polityki wewnętrznej na łamach Gazety Polskiej czy Wprost, tudzież krytyka dostępności aborcji w Szwecji przez tygodnik Niedziela, nie wywoła jakiegokolwiek odzewu tutejszej prasy.
W odwrotnym kierunku, a jakże! Komentarz znanej z lewackich poglądów szwedzkiej dziennikarki jeszcze nie dotrze do kiosków na północy Szwecji, a już ukaże się jego tłumaczenie na onecie i interii. A pod tłumaczeniem komentarze ludzi wierzących, że Europa nie ma większych problemów niż prostactwo Andrzeja Leppera, zatrzymanie Kaczmarka albo obecność Sienkiewicza i Gombrowicza na liście lektur szkolnych. Wierzą w to chyba także nasi politycy, przynajmniej ci z opozycji. Pan Komorowski, na przykład, zawstydzony lekturą dzienników z Jamajki.
Szwedów, Belgów czy Włochów interesują problemy polskie tak, jak Polaków problemy Uzbekistanu, Mongolii czy Urugwaju. I równie głęboką wiedzą na temat owych problemów dysponują. Tylu samo Hiszpanów przeczyta tekst o polskim premierze, ilu Polaków przestudiuje artykuł o premierze Luksemburga. I tylu samo będzie się śmiało.
Jaki wpływ na decyzje wyborcze Francuzów miałaby informacja, że wg paryskiego korespondenta np. Dziennika lepszym kandydatem na prezydenta byłaby pani Royal? Jaki oddźwięk wywoła w Norwegii wieść, że komentator np. Gazety Wyborczej zdecydowanie chwali największą partię opozycyjną i szydzi sobie z urzędującego premiera? Co powiedzą w Anglii na miażdżącą krytykę angielskiego ministra spraw zagranicznych na łamach np. Polityki? Ano, nic nie powiedzą, bo się o tych sensacjach nigdy nie dowiedzą, a nawet jeśli się dowiedzą to potraktują to jako anegdotkę.
Specyficzną cechą polskiego wykształciucha jest właśnie owa, wynikająca z zaściankowości, wiara iż cała Europa, ba cały świat się nami aż tak interesuje. Cóż ma jednak biedak myśleć, kiedy ze wszystkich stron jest w swym przeświadczeniu utwierdzany. Nie śmiałby wykształciuch wyszydzić korespondenta zachodniej gazety, często nadającego np. z Berlina i ledwo dukającego po polsku. Nie odważyłby się pomyśleć, że przecież on sam zna Polskę znacznie lepiej od faceta mieszkającego w jakimś warszawskim hotelu od paru miesięcy i z trudem klecącego proste zdania po polsku. Prędzej pochyli się pokornie nad jego tekstem i zezłości na "ośmieszającego nas Ziobrę".
Na wybryki różnych pseudoautorytetów obsmarowujących Polskę gdzie się da, powinno się oczywiście reagować. Ludzie ci i ich opinie zasługują na takie samo potraktowanie jak polski złodziej samochodów w Niemczech, polska prostytutka w Irlandii czy wymiotujący w pociągu na Węgrzech polski pijak. Reagować pogardą i obrzydzeniem dla tych, którzy obrazowi naszego kraju naprawdę wstyd przynoszą. Nawet jeśli obcy tego nie widzą to my się mamy prawo wstydzić. I takiego podejścia szanujących siebie i swój kraj dziennikarzy do kolejnego wywiadu pana Geremka czy artykułu Michnika w ElPais bym oczekiwał.
Do zatrwożonych zaś o obraz Polski czytelników i do podsycających tę trwogę redaktorów pragnąłbym zaapelować o więcej zdrowego rozsądku, szacunku do siebie i dystansu. Jeśli o Polsce piszą inni dobrze to fajnie. Jeśli piszą źle to nie ma co przejmować się tym bardziej niż oni przejmują się tym, co w Polsce się na ich temat ukazuje. A oni nie przejmują się tym wcale. I jeśli się czegoś powinniśmy od Europy nauczyć, to m.in. takiego zdrowego podejścia do negatywnych opinii wyrażanych gdzieś tam, przez kogoś, zagranicą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz